Czasem wygrywamy przez to, że ktoś nas zwycięża

Kurz po eksplozji opadł. Generalna próba okazała się sukcesem. Fala uderzeniowa przetoczyła się przez pół świata. Ci, którzy znaleźli się w epicentrum, zostali napromieniowani z różnym skutkiem. Jedni pełni zachwytu, inni pozostawiali jedynie krytykanckie spustoszenie.

„Oppenheimer” to klasyczny film w stylu Nolana: wielowątkowość, niechronologiczna narracja i mroczny klimat. Początkowo przytłacza, ale następnie wciąga w story tak bardzo, że po kilku minutach zapominasz, że jesteś w kinie. A jeśli dodać do tego dźwięk, który za każdym razem przeszywa umysł zimnym echem, czujesz, że wraz z głównym bohaterem walczysz o lepszy świat.

Lubię Nolana nie tylko za świat, który przedstawia i który za każdym razem porywa mnie coraz bardziej, ale także za sprytną grę, jaką prowadzi z widzem. Wiodący wątek rzadko kiedy jest tym najważniejszym, efekty specjalne służą jedynie by cieszyć oko, a doświadczeni aktorzy budzą sympatię, tak potrzebną by zapłacić za bilet.

Ale o czym jest „Oppenheimer”? Czy filmem o bombie atomowej, o walce z komunizmem, o budowaniu zespołów? Dla mnie to przede wszystkim historia o wygrywaniu w ukryciu. O sprytnej strategii „podkładania się” w imię większego celu. O strategii pisanej stoicką filozofią – czasem wygrywamy przez to, że ktoś nas zwycięża.

Szpieg czy Strateg?

Prawdziwy wątek to zmagania Roberta z misternymi oskarżeniami Strauss’a, jakoby fizyk był rosyjskim szpiegiem. Czy oddany patriota rzeczywiście jest łgarzem? Przez pół filmu, którego bomba atomowa jest jedynie tłem (a nawet metaforą o czym niżej), bohater zmaga się z tym, co jest prawdą a co iluzją. Widz zaś kluczym po tych radioaktywnych labiryntach intrygi wraz z nim co rusz zmieniając zdanie. Do końca nie wiedząc, co jest czarne, a co białe. I tu, jak zawsze, Nolan zdaje egzamin. Łamigłówka do ostatniej prostej.

A scena, w której żona Roberta – Kitty – traci panowanie nad sobą i krzyczy na niego „dlaczego się nie bronisz”, „dlaczego jest tchórzem”, jest tu kluczowa. Mam wrażenie, że wtedy upadł ostatni bastion. Wszyscy zwątpili, postawili krzyżyk, nabrali wody w ustach. A on im właśnie na to pozwolił. Na to czekał. Cierpliwie opowiadał swoją historię, stawiał się przed „sądem”, nie zaprzeczał oskarżeniom, czekał. A na końcu… wygrał.

Dlatego „Oppenheimer” to opowieść o tym, że czasami nasze największe zwycięstwa przychodzą wtedy, gdy pozwalamy innym na chwilowe triumfy. 

Zwyciężamy gdy przegrywamy

W biznesie jest podobnie. Często stajemy przed wyzwaniami, które wydają się nie do pokonania, jakby intencjonalnie były przeciwko nam. Codzienna presja łatwo wybija z równowagi i przestajemy trzymać ciśnienie. A czego uczy strategia Oppenheimer’a? Zmagając się z przeciwnikiem – czy to inną firmą, managerem czy rynkiem- czasem skuteczniej jest dać się pokonać na chwilę, podłożyć, by obronić się  na końcu. Może najlepszą strategią jest pozwolić sobie na chwilę słabości, aby potem wstać jeszcze silniejszym? 

Nolan znów przypomniał mi o sile wytrwałości i o tym, że warto nie dawać się podpalić, szczególnie gdy robi się naprawdę gorąco a dławi nas wewnętrzna niezgoda na to, co wokół.

Bomba atomowa działa na zasadzie reakcji łańcuchowej. Jej twórca, w konfrontacji z agresją i oskarżeniami, nie pozwolił sobie na emocjonalne reakcje. Gdyby odpowiedział na agresję, oskarżenia czy nawet obrażenia, przegrałby z kretesem. Tymczasem, cierpliwie trwał przy swoim – zupełnie odwrotnie niż to, co stworzył. Pozwolił się pokonać (na chwilę) w bezsensownej potyczce z zakompleksionym Strauss’em, by ostatecznie odnaleźć spokój na lata.

To historia o jednym słowie.

Wytrzymaj.